Przeszedł dobrze czyniąc
22 lis
913 słów, 5 minut czasu czytania.
Któż z nas, Kapłanów w Płocku, nie znał przed 1939 rokiem najmłodszego wśród nas wiekiem i kapłaństwem ks. Leona Kulasińskiego, popularnie ks. Leonkiem zwanego? Wszyscy kochaliśmy go za jego niezwykłą delikatność i subtelność w sposobie obcowania oraz naturalną pobożność. Swoim miłym, pogodnym wejrzeniem przywodził nam na pamięć św. Stanisława Kostkę – wspominał ks. Wacław Jezusek.
24 listopada 1941 roku umiera w KL Dachau ks. Leon Kulasiński – święty męczennik.
Świadkiem ostatnich chwil ziemskiego życia ks. Leona w KL Dachau był jego serdeczny przyjaciel ks. Józef Góralski. Był powiernikiem jego ostatnich słów. Kiedy Leonek był na rewirze, ks. Józef złamał rękę i nogę – jak napisał ks. Korszyński (więzień Dachau) – z męstwem chrześcijańskim znosił udrękę życia obozowego nawet, gdy przy noszeniu kotłów złamał sobie rękę i nogę. Było to już po operacji Leona, która odbyła się 11 listopada. Te pseudo-naukowe eksperymenty i zabiegi, dotyczące leczenia choroby płuc, doprowadziły nie do wyleczenia i tak wątłego kapłańskiego ciała. Wręcz przeciwnie, stan zdrowia pogarszał się z dnia na dzień. Jednak niezachwiana dziecięca ufność w miłosierdzie i dobroć Boga – jaka cechowała Leona przez całe życie, a także w ciągu choroby – spotęgowała się jeszcze w chwili śmierci. Umierał – jak wspominają księża – z radością, że będzie oglądał Boga, jak św. Stanisław Kostka, za którym tak tęsknił: całkowicie wyczerpany chorobą, chwytający bezskutecznie «uciekające» jakby przed nim powietrze triumfował teraz nad opinią świata i nad samym sobą: on – mąż dojrzały duchowo, dzięki swej anielskiej duszy.
Ks. Leon, będąc w obozowym szpitalu, oddawał współwięźniom swoje racje chleba – zeznaje inny świadek pobytu księdza, piekarz Ablewski z Sierpca – mówił, że jemu nie potrzeba tyle jedzenia, ponieważ sam nie pracuje.
Śmierć ks. Leona, kapłana diecezji płockiej, ufającego Bożej Opatrzności, nadeszła w sobotni listopadowy wieczór na obcej ziemi, w niemieckim obozie koncentracyjnym Dachau. Odchodził spokojny i ufny, po licznych cierpieniach, wierny Bogu i ojczyźnie, jeden z jasnych promieni w obozie męki. Świadek jego męczeńskiej śmierci, ks. Józef Góralski tak wspomina moment skonania ks. Leona:
W dokumencie zgonu wystawionym 26 listopada 1941 r. przez der Staatspolizeileitstelle München, von 24 November 1941 – przyczyna śmierci: Vorsagen von Herz und Kreislauf (Urząd Miasta Monachium. Zmarł na serce i krążenie). Kardynał Adam Kozłowiecki w swoim pamiętniku przy dacie 24 listopada 1941 r. zapisał: Zmarł ks. Leon Kulasiński z diecezji płockiej, lat 30. Po śmierci ciało ks. Leona Kulasińskiego prawdopodobnie zostało skremowane w przykościelnym krematorium Ostfriedhof Martin Platz przy St. Martin Strasse 41 w Monachium. Prochy umieszczono w Art der Urne D – 1696. Urna z prochami została prawdopodobnie 27 lutego 1942 roku przeniesiona na Friedhof am Perlacher Forst przy Stadelheimer Strasse 24 i umieszczona w kwaterze cmentarza numer 163.
Rodzice ks. Leona otrzymali pismo z KL Dachau – z obozowego krematorium – datowane 28 listopada 1941 roku. W zawiadomieniu napisano o śmierci ks. Leona Kulasińskiego – nr obozowy 15045, informując jednocześnie o możliwości urządzenia pogrzebu, za opłatą 60 fenigów. Natychmiast rodzice Leonka wysłali pismo i pieniądze, prosząc o przesłanie urny z prochami syna. Leiter des krematoriums – Schmidt nie spełnił tej prośby. Kolejne pismo otrzymali dnia 4 grudnia 1941 roku, adresowane do ojca ks. Leona – Seweryna Kulasińskiego, zawiadamiające, że syn zmarł na gruźlicę, po dokonanej w dniu 11 listopada 1941 roku operacji. Zgon nastąpił w dniu 23 listopada ok. godz. 22.00. Ksiądz Leon zakończył swoje bardzo krótkie, ale jakże męczeńskie życie. W styczniu 1942 roku rodzice ks. Leona otrzymali przesyłkę z Dachau. W paczce znajdowała się sutanna z przyszytym numerem 3080 obozu Lager Soldau w Działdowie i mała poduszeczka – jasiek. Są to najcenniejsze pamiątki, przechowywane do dzisiaj w rodzinie:
Ks. Leon Kulasiński znajdował się w niemieckiej niewoli w obozach śmierci, dwadzieścia miesięcy. W tym piekle kacetów dawał dobry przykład kapłańskiego życia, podnosił na duchu, obdarzał radością współwięźniów. Kapłańskim sercem przyjmował cierpienie, które otrzymał z dopustu Bożego. Pomimo nienawiści i pogardy dla człowieka, ks. Leon zachował godność. Przykład jego życia jako więźnia, jest świadectwem wspaniałej miłości chrześcijańskiej, która spotkała się z nienawiścią w piekle obozu koncentracyjnego.
Na końcu zwyciężyła Miłość. W tej delikatnej kapłańskiej duszy, w ciemnościach obozowego piekła, zwyciężyła miłość.
Ks. Leon był naprawdę jasnym promieniem łaski Bożej i ludzkiej cnoty w Dachau. Przeszedł przez życie dobrze czyniąc…